Tatry - reaktywacja

Oj działo się, działo. Ostatnia wyprawa w góry była fajna, słoneczna i bardzo pouczająca. Dowiedzieliśmy się na przykład, że wchodzenie po prawie pionowej ścianie składającej się z trawy, śniegu i odpadających kamieni grozi śmiercią. Przy okazji odkryliśmy w sobie talent wspinaczkowy i nauczyliśmy się, że powyżej 2k zimą to tylko w rakach i z czekanem. Dobre są takie wycieczki. Człowiek potem mądrością tryska wszem i wobec.

Przed nami jeszcze jeden weekend w Tatrach

Przed nami kolejny weekend w Tatrach. Właśnie siedzę w wynajętym pokoju i czekam na Mary, która ma za kilka godzin dojechać z Krakowa. Tak nam się spodobały poprzednie wycieczki, że postanowiliśmy skorzystać z ładnej pogody i wejść na kilka kolejnych szczytów. Dziś dzień oczekiwania (od poniedziałku byłem na szkoleniu w pobliskim Kościelisku i skończyliśmy je dziś tuż po południu), a jako że pogoda była fantastyczna postanowiłem go spędzić na spacerach i treningu. Ten ostatni zaczął mnie prześladować już dziś w nocy.

Mała wyprawa w wielkie góry

Zawsze chciałem pojechać w tatry i zdobyć najwyższy szczyt polskich gór - Rysy. Teraz gdy pojawiła się okazja trochę żałuję, że to nie lato i wejście na Rysy jest zbyt niebezpieczne dla tak niedoświadczonego turysty jak ja, ale i tak postanowiliśmy Tatry odwiedzić i zobaczyć co można tam jeszcze o tej porze roku zdziałać. Liczyliśmy na dobrą pogodę i dużo chodzenia, ale jak się przekonaliśmy równowaga w przyrodzie musi być i nie tak łatwo o samo słońce.

Bieg Niepodległości

W środę święto Narodowe - Dzień Niepodległości. Nie wiem co mnie podkusiło, ale postanowiłem po raz wtóry wystartować w biegu ulicznym, za którymi nie przepadam. Ostatni bieg w podobnych okolicznościach pamiętam z tegorocznego maratonu w Łodzi (biegłem na 10km, które tak na serio miały kilkanaście). Nie lubię tych tłumów przez które trzeba się przeciskać, braku oznaczeń na trasie i bólu stóp po biegu. Kurde no, nie lubię biegów ulicznych. Ale pojechałem... Tak mi dopomóż Bóg.

Biegowa sobota

W sobotę wstałam wyspana o 9 rano, zjadłam śniadanie i odkryłam, że nie wiem co się robi w sobotnie przedpołudnie jeżeli nie jedzie się na zawody albo na trening. Treningu nie planowałam bo byliśmy już zapisani na wieczorny start w Mistrzostwach Łodzi w Nocnym BnO. Szybka analiza innych możliwości: sprzątanie, prasowanie, mycie okien, zmywanie... Co wybrałam?

Ogień i Iskra - krótka historia dwóch rudzielców


Dorosły ogień, trochę zaspany
Zawsze lubiłem koty. Kiedy byłem mały często jeździliśmy do mojej babci na wieś i tam zawsze pałętało się przynajmniej kilka dachowców. Niektóre dawały się głaskać same, o inne trzeba się było bardziej postarać. Chciałem mieć kota w domu, ale rodzice byli przeciwni, więc postanowiłem, że jak będę miał swój dom, to będę miał kota. Już wtedy wymarzyłem sobie takiego prążkowanego rudzielca.

Łyżwiarstwo figarowe na luzie


Tradycyjnie od kilku lat jak tylko otwierają się lodowiska rozpoczyna się mój zimowy koszmar. Jazda na łyżwach. Zaczęliśmy jeździć odkąd kupiłem sobie łyżwy. Właściwie to najpierw był pomysł, a później zakup, ale pamiętam, że mam je prawie od początku naszej przygody z twardym i zimnym lodem. Miałem wtedy duże problemy z kostkami. Skręcałem kostkę przynajmniej raz w roku, a czasem częściej i było to bardzo uciążliwe, ponieważ wyłączało mnie z treningów na kilka tygodni, a co więcej obie kostki zaczynały mi niebezpiecznie "strzykać", na przykład podczas ruchów okrężnych.