25 Bieg Sylwestrowy w Arturówku

Miałem nigdy więcej nie biegać startów ulicznych, ale Bieg Sylwestrowy to przecież nie start uliczny! W związku z tym wybraliśmy się tam dość dużą ekipą (dwa auta) i daliśmy z siebie wszystko. Ja obiecałem, że ukarzę Mariana, Jaro miał skoczyć na plaka do jeziora, a Mary... Mary po prostu lubi biegać :) Czytajcie dalej, bo rozstrzygnięcia były sensacyjne.

Wyjazd o 9 rano, krótka podróż do Łagiewnik, a tam już szwędali się pierwszy biegający. Biegi miały być trzy:
- dla młodzieży do 15 lat (2,5 km)
- bieg VIPów (1 km)
- bieg główny (10 km)
W pierwszej odsłonie reprezentowali nas Snes, Patryk i Cziken. Zdaje się, że wszyscy pobiegli przyzwoicie. Wprawdzie dokładnych wyników jeszcze nie ma, ale jak będą to podrzucę, żeby mieć jasność. Cziken był 13-ty. Całkiem nieźle.
Podczas biegu VIPów poszliśmy się przebierać. Większość już mocno zmarzła i zmiana ciepłych ciuchów na zimne i cienkie dresiki odbywała się w bólach, ale na wesoło :) Nie zaniedbaliśmy oczywiście tak ważnej rzeczy jaką jest rozgrzewka, ale też jakoś przesadnie się nie męczyliśmy. Krótki truchcik, trochę rozciągania, ponownie truchcik, a chwilę potem już wołali nas na start. Nie chciało nam się dłużej męczyć, więc poszliśmy się ustawić. W tłumie spotkaliśmy Zuzę Mokros, naszą starą znajomą. Obaj z Marianem obstawialiśmy, że będzie przed nami i tak też się niestety stało. Ale po kolei...
W biegu głównym na starcie stanęli: Mary, Gohan, Gacek, Mary tata, Kacper, Jaro, Kołczu, Marian i ja. Miał być jeszcze Witek, ale z nieznanych powodów nie dotarł.
Ja i Marian ustawiliśmy się gdzieś w czwartym rzędzie. Myśleliśmy, że będzie dobrze, ale nie było. Tuż po starcie musieliśmy wyprzedzać krawężnikiem i deptać paparazzich. Pierwsza prosta była najgorsza, dużo ludzi i ślisko. Potem już było lepiej. Dzień wcześniej napadało sporo śniegu, więc wszędzie przyczepność była niezadowalająca, no ale warunki były takie same dla wszystkich. Widziałem wprawdzie kilku mistrzów w kolcach, ale myślę, że tak czy siak byśmy z nimi przegrali.
Biegłem razem z Marianem. Cały czas wydawało mi się, że to dla niego za wolno i wyrywa do przodu, ale nie chciałem dać się podpuścić i trzymałem własne tempo. Biegło się dobrze. Na lekkich podbiegach zadyszka, ale potem na zbiegu wszystko się uspokajało. Oceniałem tempo na lekkie BC3. Marian do trzeciego kilometra trzymał się blisko mnie, a potem zszedł na tył. Przez około kilometr biegłem tym samym tempem i słyszałem za sobą jego kroki, ale w pewnym momencie jak się obejrzałem okazało się, że to nie on. Trudno, musiałem radzić sobie sam. Do końca piątego kilometra, a tym samym pierwszego kółka dobiegłem w dobrej kondycji. Czułem, że będzie dobrze. Młodzi od nas coś mi krzyknęli. Zrozumiałem, że jestem dwudziesty czwarty, a to jeszcze bardziej podniosło mnie na duchu. Nigdy nie byłem tak wysoko. Co więcej widziałem przed sobą jeszcze sporą grupkę biegaczy i za cel postawiłem sobie by ich dogonić i wejść w pierwszą dwudziestkę. Przyspieszyłem. Było pod górkę więc szybko podskoczyło tętno. Czułem zmęczenie, ale z drugiej strony widziałem, że coraz bardziej zbliżam się do ściganych. Pierwszego łyknąłem już na pierwszym zbiegu, a resztę przez następne dwa kilometry. Kiedy myślałem, że to już koniec i nikogo więcej nie wyprzedzę za kolejnym zakrętem zobaczyłem przed sobą dziewczynę. Miałem do niej jakieś 150 metrów i za cel postawiłem sobie wyprzedzić ją. Do mety było około dwóch kilometrów. Wdepnąłem jeszcze solidniej na gaz i leciałem. Widziałem że się zbliżam i kilometr przed metą wiedziałem, że dam radę. Stratę jaką jeszcze miałem mogłem już spokojnie odrobić na finiszu. Na szczęście nie było to konieczne. Wyprzedziłem ją jakieś pół kilometra przed metą, na ostatnim podbiegu. Z wysiłku złapała mnie już solidna kolka, ale meta tuż tuż, więc nie było się nad czym użalać. To samo mocne tempo utrzymałem już do końca. Nie zrywałem się na finiszu, ponieważ za sobą nie słyszałem nikogo, a przed sobą widziałem Zuzę, do której miałem jakieś 150 metrów, co było nie do odrobienia.
Podziękowałem towarzyszom trasy i poczekałem chwilę na Mariana. Oficjalnych wyników nie ma, bo standardowo biegłem bez zegarka, ale z relacji osób które przybiegły przede mną i za mną wiem, że złamałem 40 minut. Ukończyłem 35-ty. Okazało się, że chłopaki mówili, że byłem czterdziesty czwarty, a nie dwudziesty czwarty ;) Marian miał około 41 minut. Poszliśmy potruchtać by po kilku minutach wrócić i pogratulować pozostałym. Po drodze zastanawialiśmy się czy Jaro da radę wygrać z Mary. Ja stawiałem na moją żonę i się nie pomyliłem :) Kolejne kilkaset metrów roztruchtania i szybka zmiana ciuszków na suche. W międzyczasie dotarła też do mety "elita" i po krótkiej wymianie wrażeń z biegu wracaliśmy do domu. Ja byłem przede wszystkim zadowolony z mojego czasu. Wygrana z Marianem to zapewne przypadek w postaci jego słabszej dyspozycji tego dnia, ale czas poniżej 40 minut wskazuje, że treningi nie idą na marne i suwaczek z prędkością przesuwa się w dobrą stronę! :) Oby tak dalej.
Jaro na plaka nie skoczył. Dycha w kieszeni :)

Korzystając z okazji życzymy Wam wszystkiego najlepszego w Nowym Roku. Pamiętajcie, że marzenia mogą się spełnić, tylko trzeba im pomagać! :)

Pozdrawiamy,
Tom i Mary

P.S. Wyniki biegu sylwestrowego poniżej:
35 Pabich Tomasz Pabianice 00:40:01
47 Pabich Mariusz Azymut Pabianice 00:41:11
151 Pabich Maria UKS Azymut Pabianice 00:47:52
152 Pawełczyk Kacper UKS Azymut Pabianice 00:47:52
192 Ludwisiak Jarosław Pabianice 00:49:46
203 Woźniak Jerzy Łódź 00:50:16
285 Łubis Rafał 00:53:26
384 Łubis Michał Żytowice 00:58:18
416 Biniecka Małgorzata Azymut Pabianice 01:01:28
Pełne dostępne są pod adresem http://bslodz.prv.pl/ w dziale "Aktualności"

Comments

2 Responses to “25 Bieg Sylwestrowy w Arturówku”

Marian pisze...
1 sty 2010, 15:56:00

Nastepnym razem to ja Ciebie ukarzę :P Tak czy inaczej naprawdę nieźle poleciałeś, grats.

wajtek pisze...
2 sty 2010, 20:45:00

bliskosc 40 minut na tej trasie robi wrazenie. ja planowałem jak zwykle zrobić 45, ale matka shakira nie pozwoliła mi pojechać... :-)

Prześlij komentarz