Zimowe wejście na Broad Peak - oczekiwanie na cud

Pewnie większość z Was już czytała, bo ludzka tragedia jak zwykle trafia na czołówki gazet i portali. Dwóch  z czterech zdobywców Broad Peak nie wróciło do obozu IV i zupełnie szczerze tylko jakiś cud może sprawić, że jeszcze ich zobaczymy. Fakty są okrutne.

Z oficjalnych informacji wiemy, że zarówno wejście jak i zejście nastręczało więcej problemów niż wszyscy się spodziewali. Na szczycie zameldowali się 6 godzin później niż planowano. Jestem pewien, że byli już mocno wyczerpani, dlatego zaczęli schodzić osobno, a nie w grupie. Zejście to już była walka o życie. Tam nie ma miejsca na sentymenty. Albo idziesz, albo zostajesz... na zawsze.

Często zdarza się, że przed szczytem przychodzi podjąć niezmiernie trudną decyzję: iść dalej, jeszcze tylko kawałeczek, czy zawracać? Zaryzykować, czy żyć? Zwycięstwo czy porażka? Jest to bardzo trudna decyzja, szczególnie kiedy od szczytu dzieli Cię kilkaset metrów. Tylko że kilkaset metrów na wysokości 8k to są godziny mozolnego przestawiania nogi za nogą.

Czy zdobywcy Broad Peak mieli taki dylemat? Pewnie tak. Zaryzykowali. Dwóch dobrze oceniło swoje siły, a dwóch nie.
Po biwaku na 7900 metrów oraz tylu godzinach bez kontaktu radiowego i wzrokowego (a pamiętajmy, że widoczność jest wciąż bardzo dobra) oceniam szanse na ich powrót jako bliskie zeru. Szkoda, że sukces został okupiony taką tragedią.

Każdy z nich doskonale wie na co się porywa wyjeżdżając na taką wyprawę i o ile można spekulować na temat tego czy robią dobrze czy źle, to koniec końców jest to ich indywidualny wybór i nic nam do tego.

Comments

No responses to “Zimowe wejście na Broad Peak - oczekiwanie na cud”

Prześlij komentarz