XXX Puchar Wawelu


Kinga Królik na finiszu podczas handicapu
Jubileuszowy, bo już trzydziesty Wawel Cup odbył się na jurze Krakowsko-Częstochowskiej w okolicach Żelazka. Te zawody zawsze mają swój klimat i są wyjątkowym przystankiem w centralnym terminarzu orientacji sportowej. Jak powiedział jeden z uczestników: "A kto tu przyjeżdża się ścigać???" ;)

Ponieważ pierwszy dzień zawodów poprzedzało święto, postanowiliśmy nie siedzieć w domu tylko pojechać dzień wcześniej, na spokojnie i bez spinania się. Zaplanowaliśmy również udział w treningu, który miał być zorganizowany właśnie dla tych przyjeżdżających wcześniej. Podróż minęła szybko, bo dojechaliśmy w niecałe 3 godziny. Sprawnie załatwiliśmy formalności w biurze zawodów i bez problemów odnaleźliśmy nasze miejsce noclegu. Po chwili jechaliśmy już na trening. Ten trochę zawiódł. Mało punktów i kiepska mapa (nie aktualizowana od lat). Pobiegałem niecałe 30 minut i było po sprawie, a w tym czasie zdążyłem zrobić jeszcze kilkuminutowy błąd. Z nadzieją na lepsze oczekiwaliśmy pierwszego dnia zawodów.


Gohan finiszuje przed Ulą Morawską
Niestety początek Wawelu nie zalicza się do udanych (na szczęście później było już tylko lepiej). Mnóstwo nerwów straciliśmy na dojechanie do centrum zawodów. Dzień wcześniej organizatorzy zaznaczyli nam na mapie centrum zawodów w Ryczowie, a jak się później okazało było ono zlokalizowane w Żelazku. Na start zdążyłem, ale bez rozgrzewki. Błędna informacja o centrum zawodów (i w ogóle brak takiej informacji w biuletynie!) oraz brak oznakowania dojazdu (przynajmniej od strony Ryczowa) to bardzo duże uchybienie jak na tak duże, międzynarodowe zawody.

Tereny trochę znane. Biegaliśmy na nich dwa lata temu na obozie klubowym. Wiedzieliśmy, że będzie gęsto, ale i tak miałem spore problemy z pokonywaniem zarośniętych połaci lasu i łąk. Pomimo że zgłosiłem się w M21B postanowiłem biegać w K21 – tutaj bardziej odpowiadały mi długości tras i ilości punktów. Wiedziałem, że nie braknie map, ponieważ nie przyjechała Amelka Ewiak, więc jej mapa była wolna. Dodatkowo mogłem porównywać przebiegi z Mary!
Występu pierwszego dnia do udanych zaliczyć nie mogę. Większość trasy było całkiem nieźle, jednak pod koniec dopadł mnie straszny głód (za mało zjadłem przed biegiem) i ostatnie punkty to była już biała plama i walka o dotarcie do mety. Zaskutkowało to dziewięciominutowym błędem na przedostatnim przebiegu i przegraną z Mary :(


Bigos przebrany za Miriam :)
Drugiego dnia miało być lepiej. Zjadłem więcej, czułem się dobrze, z radością ruszyłem w las. Szybko jednak się zniechęciłem kiedy zobaczyłem mapę w skali 1:15000. Nie lubię biegać na tych parszywych piętnastkach :( Do piątki szło dobrze, później utrata kontaktu z mapą, seria błędów i w rezultacie powrót na metę z podkulonym ogonem. Spiesząc się do Hanki (wiedziałem, że biegam za długo i Mary już poszła na start) ominąłem dwa punkty z trasy. Zresztą... i tak już mi się nie chciało biec tego dnia.

Po dwóch porażkach z Mary (która wygrywała w K21) postanowiłem, że trzeba z tym coś zrobić i pomimo że sugerowała abym biegł wolniej i robił mniej błędów ja postanowiłem, że trzeba zapierdalać! Modliłem się tylko, żeby znów nie było piętnastki. Na szczęście się udało. Ostatni występ wreszcie mogę zaliczyć do udanych. Pobiegłem trasę w 61 minut (najlepsza z kobiet w 70) i byłem z biegu zadowolony.


Mary na chwilę przed zwycięstwem w generalce
Mary wygrała w generalce i dostała 300 PLN. Otrzymaliśmy także nagrody za konkurs, w którym zdobyliśmy pierwsze miejsce z naszym filmikiem. Dwie koszulki, 100 PLN no i darmowe wpisowe! Supcio.

Zawody były zorganizowane bardzo dobrze. Świetne miejsca na centrum zawodów, atmosfera, speaker itd. Jest jednak jeden poważny minus – codziennie miałem problemy z mapą. Dodatkowe drogi, pływające granice kultur. Mi osobiście brakło tego jednego, ale jakże ważnego elementu. Pamiętając jeszcze o feralnym dojeździe do centrum zawodów pierwszego dnia do niczego innego uwag nie mam. Było bardzo fajnie :)

P.S. Odnotować należy jeszcze fakt, że drugiego dnia po południu organizowany był biathlon, połączenie mikro-orientacji i strzelania. Świetna zabawa, dużo śmiechu i emocji.. no i była Miriam!
Udało nam się awansować do rundy finałowej i zająć w niej czwarte miejsce (ostatnie), ale o włos! Jeden celny strzał więcej i mogliśmy być drudzy. Brawo moja drużyno! :)

Comments

2 Responses to “XXX Puchar Wawelu”

Anonimowy pisze...
2 lip 2011, 12:26:00

Wrzućcie jakieś mapy, dawno nie było. Szczególnie Mary- trzeba się uczyć od mistrzów :)

Gohan pisze...
9 lip 2011, 14:38:00

Biathlonowa drużyna była tak wysoko, bo to Ty trafiałeś na strzelaniu ;) Więc raczej brawo Tomek! :)

Prześlij komentarz