Grand Prix Polonia 2009, preludium do WOC2009
I w końcu długo wyczekiwany urlop. Pierwszy etap w Przemyślu – Grand Prix Polonia, a potem część główna, mianowicie Mistrzostwa Świata w Orientacji na Węgrzech. Ale, po kolei…
28 sie 2009
- Przez Unknown
-
0 komentarze
Etykiety:
Biegi na orientację
Obóz klubowy w Żelazku
Obóz zapowiadał się świetnie. Kołczu zajmował się rysowaniem tras i ustawianiem punktów, w czym pomagał mu Kacper i dorywczo reszta zawodników w razie potrzeby. Dyżury na śniadania i kolacje zostały szczegółowo rozpisane, dzięki czemu wiadomo było kto kiedy i za co jest odpowiedzialny. Wywieszono także ogólny plan dnia i wszystko stało się jasne.
Dzięki wspólnemu wysiłkowi całego klubu na obozie nie było miejsca na nudę. Przed obozem został zorganizowany konkurs na najfajniejszy trening dodatkowy i trzeba przyznać, że kilka osób faktycznie się przyłożyło do zadania i mieliśmy okazję wziąć udział w niebanalnych zajęciach obfitujących w dużą dawkę emocji i śmiechu.
Dzień pierwszy
Dzień bez treningu dniem straconym, tak więc po pysznym obiedzie i dwugodzinnej sielance
Po treningu jeszcze partyjka w CSa i do łóżeczka.
Ilość treningów: 2
Dzień drugi
Dzień zaczęliśmy spokojnym rozruchem, potem śniadanie, trochę czasu wolnego i przygotowanie do wyjścia na trening. Był to jedyny dzień kiedy na start dojechaliśmy samochodami (około 4 km). Ja i Mary pomagaliśmy rozstawiać punkty, więc wyjechaliśmy wcześniej. Zapowiadał s

Po powrocie do ośrodka zaaplikowałem sobie zimny kompres na kostkę i praktykowałem to do końca obozu co kilka godzin. Wydaje mi się, że pomagało. Drugi kompres lądował na lewym Achillesie, który też niepokojąco mnie pobolewał :( Ciągle te kontuzje. Tragedia…
Po południu coś dla ducha, czyli trening mentalny. Siedzieliśmy i rozwiązywaliśmy zagadki związane z orientacją. Nawet fajne, choć dla starszych zawodników niektóre były dużo za łatwe.
Dzień zakończyliśmy partyjką w pokera i oczywiście CSa, a gdzieś w międzyczasie przewijał się badminton, który też rzadko się nudził oraz pieczone ziemniaczki prosto z ogniska.
Ilość treningów: 2
Dzień trzeci
Po południu trening zorganizował Olej. Zabawa w lesie, z mapą, punktami i zadaniami specjalnymi. Bardzo fajnie zrobione, pomimo kilku niedociągnięć. Myślę, że wszyscy się dobrze bawili, a szczególnie młodsi.
Wieczorem grupa wybrańców udała się na nocny. W końcu MP za pasem :)
Ilość treningów: 4
Dzień czwarty
Dziś postanowiłem coś pobiec, kostka bolała jakby mniej, więc trzeba spróbować. Rozruch sobie jeszcze darowałem, ale na trening główny poszedłem. Delikatnie zrobiłem rozgrzewkę i było ok. Tylko lekki ból. Całą pierwszą pętlę (z dwóch) przebiegłem poprawnie, choć dość wolno.
Po południu królowała Mary i jej „Poszukiwanie skarbu”. Zabawa była przednia i bardzo żałowałem, że nie mogłem wystartować. Podobno znałem odpowiedź, choć

Na wieczór swój trening zrobiła Bany. Dzięki niej poznaliśmy wszystkie zakamarki naszego budynku oraz zawartość toreb i plecaków towarzyszy niedoli. Było ciężko, ale czego się nie robi dla treningu! :)
Na sam koniec kolejny nocny i oczywiście CSik ;)
Ilość treningów: 5
Dzień piąty
Trening główny sobie darowałem, podobnie zresztą jak rozruch. Przez cały obóz zaliczyłem tylko dwa. Dobry wynik ;) Podobno trening był bardzo fajny, ale nie wiem jaki. Po południu zrobiliśmy sobie wycieczkę na zamek w Ogrodzieńcu. Większość na pieszo, wybrańcy autem ;) Niestety zamek był zamknięty dla zwiedzających od godziny siedemnastej i nie weszliśmy. Wieczorkiem ognisko, poker, CS, badminton – standardowe zajęcia obozowe. Wreszcie udało mi się wygrać z Marianem w poksa. Trzeba przyznać, że to był ten dzień.
Ilość treningów: 2
Dzień szósty
Na rozruch wstałem, bo miał być inny niż wszystkie. Wykorzystaliśmy fakt posiadania kilku stacji kontrolnych i zrobiliśmy prosty trening na szybkie wkładania chipa do stacji. Aby nie było nudno zorganizowaliśmy to w postaci sztafet. Moja sztafeta zajęła zaszczytne drugie miejsce, a ja miałem najlepszy czas ze wszystkich! Mwahaha! :)
Podczas gdy ja grałem sobie spokojnie w Anno kolejni zawodnicy wracali z ostatniego treningu. Obiad, odprawa i po obozie. Jeszcze tylko mała przygoda z samochodem (pierwszy raz odpalałem auto z kabli i pierwszy raz kogoś holowałem ;)) i wszyscy wyruszyli w drogę do domu. Obowiązkowy postój w Macu był naszym ostatnim przystankiem.
Ilość treningów: 2
Suma wszystkich treningów: 17
Myślę, że był to najlepszy obóz na jakim byłem. Ilość treningów, zarówno tych fizycznych jak i umysłowych, była na tyle duża, że chyba nikt się nie nudził. W wolnych chwilach także było sporo do roboty. Mieliśmy kilka komputerów, więc część sobie grała, mieliśmy żetony do pokera, kilka gier karcianych, badmintona, piłkę do siatki. Ogólnie – full wypas.
Z niskobudżetowego wyjazdu zrobił się jeden z najlepszych na jakich byłem. Żadnych awantur o alkohol, dziwnych wybryków, łażenia po nocach, burd. Spokój, organizacja, zabawa, wypoczynek i dużo śmiechu. Dziękuję wszystkim ogromnie!
13 sie 2009
- Przez Unknown
-
0 komentarze
Etykiety:
Biegi na orientację
Mistrzostwa Polski w Lekkiej Atletyce

Pierwsza decyzja: wyjazd w piątek czy sobotę rano, albo jak powiedział Witek jutro czy pojutrze. Wybraliśmy sobotę rezygnując niestety z oglądania konkurencji rozgrywanych w piątek.
Druga decyzja: czy jedziemy sami? Wykonaliśmy kilka szybkich telefonów i trochę więcej maili do osób potencjalnie zainteresowanych, ale niestety nikt nie podszedł tak entuzjastycznie do naszego pomysłu. Czyżby wszyscy się starzeli? ;-)
Pakowanie i zakupy zrobiliśmy już w piątek wieczorem. W sobotę wstaliśmy w środku nocy (przed 6 rano) aby szybko przejechać przez Zgierz. Niestety prawie godzinę spędziliśmy w korku, w rezultacie do Bydgoszczy zamiast na start chodu na 20km dojechaliśmy dopiero w momencie kiedy zawodnicy wchodzili już na metę. W słoneczne przedpołudnie widownia stadionu była prawie pusta a na płycie rozgrywały się eliminacje skoku o tyczce przeplatane chodziarzami kończącymi „bieg” oraz eliminacje do pchnięcia kulą. Na chwilę pojawił się Tomasz Majewski, raz pchnął kulę, przeszedł eliminację i tyle go widzieliśmy. Od 12 do 16 była przerwa w zawodach, którą wykorzystaliśmy na własny trening z mapą w lesie pełnym pajęczyn. Po treningu szybki prysznic w hotelu, i oczywiście pizza :D
W niedzielę zawody rozpoczynały się dopiero o 15. Poranek wykorzystaliśmy na kolejny trening z mapą w lesie, obiad tym razem w Mc Donaldzie i ponieważ jeszcze zostały nam 2 godziny czasu wybraliśmy się do kina na Epokę Lodowcową 3. Mały szok termiczny spotkał nas po wyjściu z kina, gdzie może nie było aż tak zimno jak w epoce lodowcowej ale ciepło też nie było, na ulicy zaś temperatura sięgała 30 stopni.

Podsumowując, bardzo ciekawe zawody, przez chwilę obawiałam się, że będzie nudno i zabrałam nawet książkę ale okazało się, że rzutów dyskiem, oszczepem, młotem i skoku wzwyż nawet nie mieliśmy kiedy oglądać. Ciekawie prowadzona spikerka i żywo reagująca publiczność, której poza sobotnim przedpołudniem było naprawdę dużo, dodawały uroku całej imprezie. Pogoda też dopisała i do domu wróciliśmy opaleni, pełni wrażeń i co ważne sami też pobiegaliśmy w ciekawym pagórkowatym terenie.
- Przez Mary
-
0 komentarze
Etykiety:
Inna aktywność ruchowa
Nocne bieganie - Rydzyny

Ekipa UKZ Azymut Pabianice wytrwale przygotowuje się do nocnych Mistrzostw Polski. Po ekstremalnym bieganiu w rzęsistym deszczu, porywistym wietrze i gradzie błyskawic przyszedł czas na spokojny trening w lesie Rydzyńskim przy akompaniamencie bzyczących komarów i zażarcie atakujących ciem. W porównaniu do Chechła - sielanka.
Rozstawione dzień wcześniej punkty znów stały bez zarzutów, dzięki czemu można było cieszyć się każdym kilometrem trasy. Pomimo moich obaw co do moich możliwości nawigacyjnych w lesie rydzyńskim było całkiem nieźle. Na dwóch pętlach jakie biegaliśmy zrobiłem tylko jeden błąd na około 2-3 minuty. Całkiem nieźle zważywszy na fakt, że był to kolejny bieg z lampką made in ryniacz. Reszta ekipy (tym razem nieco skromniejszej niż w Chechle) także nie uświadczyła większych problemów poza Groszkiem, któremu wysiadła lampka na drugiej pętli. Ach te jego wynalazki... ;)
Z ciekawostek - widzieliśmy sowę! Ja osobiście chyba pierwszy raz w życiu na żywo. Szkoda, że nie miałem aparatu :(
Skład: Mary, Tomek, Gohan, Groszek, Chrupek
Rozstawione dzień wcześniej punkty znów stały bez zarzutów, dzięki czemu można było cieszyć się każdym kilometrem trasy. Pomimo moich obaw co do moich możliwości nawigacyjnych w lesie rydzyńskim było całkiem nieźle. Na dwóch pętlach jakie biegaliśmy zrobiłem tylko jeden błąd na około 2-3 minuty. Całkiem nieźle zważywszy na fakt, że był to kolejny bieg z lampką made in ryniacz. Reszta ekipy (tym razem nieco skromniejszej niż w Chechle) także nie uświadczyła większych problemów poza Groszkiem, któremu wysiadła lampka na drugiej pętli. Ach te jego wynalazki... ;)
Z ciekawostek - widzieliśmy sowę! Ja osobiście chyba pierwszy raz w życiu na żywo. Szkoda, że nie miałem aparatu :(
Skład: Mary, Tomek, Gohan, Groszek, Chrupek
11 sie 2009
- Przez Unknown
-
0 komentarze
Etykiety:
Biegi na orientację
Subskrybuj:
Posty (Atom)