Wszyscy mówią, że nie warto oglądać prognoz pogody bo i tak nigdy się nie sprawdzają. A moja się sprawdziła... niestety. Na początku maja powiedziałam, że do końca maja będzie padać codziennie i słuszność tej prognozy zemściła się na nas w ten weekend :(
Zaczęło się od piątkowych Juwenaliów na Politechnice Łódzkiej. Pierwsze krople spadły jak tylko zaczął się koncert Happysad. Większość zignorowała opady i nadal bawiła się w najlepsze, tylko nieliczni wyciągnęli parasole. Niestety nadzieja, że przestanie padać malała proporcjonalnie do wzrostu intensywności deszczu. Do końca zdążyliśmy już porządnie namoknąć i kiedy zespół Happysad przestał grać Gacek i Róża uciekli do domu. My postanowiłyśmy poczekać na Dżem i poszłyśmy stać w długiej kolejce do WC. Kolejka jednak nie była taka długa bo kiedy wróciłyśmy Dżem nadal nie grał a deszcz nadal padał i do tego byłam już strasznie głodna. To wszystko razem przeważyło szalę i pojechałyśmy do domu. Oczywiście jak tylko byłam pod klatką to przestało padać.
W sobotę o 7:40 wszyscy odliczyli się na zbiórce na zawody, za co ode mnie duży plus, bo po cichu obstawiałam, że przynajmniej jednej osobie nie będzie się chciało wstać, a tu proszę komplet :) Podróż na zawody minęła szybko - wszyscy spali. Sam bieg minął jeszcze szybciej, a i tak organizatorzy wycisnęli cale 4,7km na mapie wielkości dłoni. Las biały, szybki. Trasa łatwa i przyjemna, w sumie idealna jak na poimprezowe bieganie :) Po biegu grill i równie szybki powrót do domu - znowu wszyscy spali. W Pabianicach obowiązkowa pizza i tak minęła sobota.
Na niedzielę mieliśmy zaplanowany szybki trening w Rydzynach. Gohan i Dominik ustawili trasę, ja wcześniej wydrukowałam mapy i po krótkiej rozgrzewce wystartowaliśmy. Trasa w dużej części po zielonym z elementami szwajcarki, na 6 punkcie dogoniłam Tomasza, niestety wcześniej mnie dogonił Mariusz i jak bracia się spotkali to już ich nie widziałam. Końcówka sprawiła mi trochę problemów i cały bieg wyszedł dość słabo. Po biegu rozpoczęliśmy poszukiwania zaginionych skarbów. Dwa bardzo ambitne szkraby (mając drugi raz mapę w ręku) wybrały trudniejszą z tras jakie mieliśmy przygotowane dla dzieci i po trzech punktach postanowiły tropić dziki, zwiedzać pola i drogi asfaltowe. Po trzech godzinach od startu im się znudziło i uśmiechnięci wrócili na metę. A my w tym czasie przeszukaliśmy pół lasu i nakarmiliśmy stado krwiożerczych komarów.
Po południu pojechałam do Żytowic na obiad i wycieczkę rowerową. Podczas obiadu przeszła burza ale zaraz potem wyszło słońce i wsiedliśmy na rowery. Kolejna burza dogoniła nas w docelowym punkcie naszej trasy, Kazimierzu (za Lutomierskiem). Początkowo schroniliśmy się na przystanku gdzie siedziały już trzy osoby, z czego jedna w stanie dość mocno wskazującym. Ten miły pan cały czas zabawiał nas rozmową i licznymi pytaniami, miał chyba jednak problemy z koncentracją i pamięcią bo na zmianę kazał nam jechać i zostać. Nie chcąc nadwyrężać jego cierpliwości ruszyliśmy w powrotną drogę. Oczywiście przestało lać jak tylko zobaczyliśmy bramę naszego domu. I jak tu nie wierzyć prognozom pogody?
Cała prawda o prognozach pogody
1 cze 2010
- Przez Mary
Etykiety:
Biegi na orientację
,
Inna aktywność ruchowa
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Comments
One response to “Cała prawda o prognozach pogody”
To już wiem przez kogo zmokłem na Happysadzie ;)
Prześlij komentarz