Zeszłoroczna wyprawa na Spring Cup na długo utkwiła mi w pamięci z powodu ogromnej, jak dla mnie, liczby kilometrów jakie spędziłam prowadząc auto. Będąc już w domu budziłam się z przerażeniem, że usnęłam za kierownicą. Dlatego w tym roku nie planowałam wyjazdu własnym samochodem a innych pomysłów nie miałam i wyglądało na to, że nie pojadę ale w ostatnim dniu zgłoszeń dostałam zaproszenie od Paszy na wyjazd z nimi busem i zgodziłam się bez zastanowienia. Dzięki Pasza :)O 5.30 rano zebraliśmy się w Łodzi i z ogromną ilością bagaży
(głównie osób które zostawały w Dani na obozie) ruszyliśmy w trasę. Ponieważ nie musiałam prowadzić pożyczyłam od Witka książkę "Malowany Człowiek" i z przerwami na krótkie drzemki oddałam się całkowicie zajmującej lekturze. Dzięki temu podróż minęła szybko i przyjemnie, o 17 byliśmy na miejscu. Gdzie nadmuchaliśmy materace i zjedliśmy małe co nieco i rozpoczęliśmy przygotowania do startu nocnego. Mapa wywieszona na tablicy wyglądała bardzo prosto, biało, płasko i z dużą ilością dróg. Zapowiadał się nudny bieg. Oczywiście było zupełnie inaczej, niby mieliśmy wszyscy biegać wolno ale jak to zrobić kiedy są sztafety i po prostu chce się biegać. Mały obszar lasu spowodował, że dużo punktów znajdowało się blisko siebie i oczywiście prawie każdy musiałam sprawdzić czy może nie jest mój :P W nocy jakoś wyczucie kierunku i odległości się zaciera, więc lepiej się upewnić, nie? Las też nie ułatwiał sprawy bo miało być biało ale nie było. W rezultacie błędów było sporo ale zabawa super :D Aż nie mogę uwierzyć, że w zeszłym roku nie lubiłam nocnych biegów. Bieg miał tylko jeden minus - przeziębiłam się i kolejne dni chodziłam z bolącym gardłem.Na niedzielnych sztafetach miałam trzecią zmianę, więc bardzo dużo
czasu na zmarznięcie (tym razem nie siedzieliśmy w busie aby patrzeć i kibicować) oraz na zastanawianie się czy moją gule na pięcie uda się wcisnąć znowu do Jalasów. Długo rozważałam start w adidasach ale po ilości błota w lesie i na dobiegu stwierdziłam, że adidasy pewnie by w nim zostały i skończyłabym na boso. W rezultacie pobiegłam w Jalasach, bolało ale nie było bardzo źle. Trasa sztafet była bardzo, bardzo szybka. Swoje 10km pobiegłam w 66min i byłam super zadowolona z czasu, dopóki nie zobaczyłam czasu Darii - 58min. Szkoda, że ta super zawodniczka nie jest już u nas w klubie ale widać wyraźnie, że podjęta przez nią decyzja była słuszna i wielka przyszłość przed nią. Trzymam kciuki!Podróż do Polski z drugim tomem "Malowanego Człowieka" przebiegła równie sprawnie. Busem na lotnisko do Malmo, gdzie pożegnaliśmy zostających na obozie. Potem samolotem do Gdańska, gdzie pożegnaliśmy lecącą z nami Marlenę i najedliśmy się w MacDonaldzie i pociąg do Łodzi. O 5 rano byłam w domu a o 8 już w pracy.
I kolejny weekend pozostał tylko wspomnieniem...
Comments
No responses to “Spring Cup”
Prześlij komentarz