Braterski pojedynek - runda jesienna 2013

No cóż, przyszedł czas napisać tego smutnego posta, uderzyć się w pierś i biegać dalej. Po czerwcowych MPkach, kiedy to w końcu mogłem odpocząć i wyleczyć kontuzję, oddałem się błogiemu lenistwu. Przerwa jaką zrobiłem wynosiła około 4 tygodni, ale niestety, o zgrozo, po powrocie do biegania stwierdziłem, że noga nadal mnie boli! Trochę mi to napędziło stracha, bo przecież na sierpień mieliśmy zaplanowany...


wyjazd do Szwecji, a tam kilka solidnych startów na mapie. Przestraszyłem się nie na żarty i wziąłem się za prawdziwą rehabilitację nogi: maść przeciwzapalna, chłodzenie żelem, masaże, wszystko co najmniej dwa razy dziennie, a masaże częściej.
Z ulgą stwierdziłem, że ta kombinacja przynosi efekty i tuż przed wyjazdem do Szwecji było już prawie dobrze. Niestety oznaczało to oczywiście dodatkową przerwę, co sprawiło że biegać zacząłem właściwie w połowie sierpnia, czyli machnąłem sobie jakieś 6-7 tygodni kompletnego luzu.
W Szwecji za to udało się pobiegać i jak zwykle było fantastycznie. Optymizmem nastrajał mnie fakt, że ostatniego dnia całkiem nieźle zniosłem dość długą trasę. Chyba nawet lepiej niż Marysia.
Pech mnie jednak nie opuszczał i w drodze powrotnej do Polski nabawiłem się bólu pleców, który wyeliminował mnie z treningów na kolejne półtora tygodnia.

Jeszcze przed startem na KMP miałem pewne nadzieje na wyrównaną walkę. Marian przez wakacje też ostro nie biegał. Miesiąc spędził w Rosji praktycznie bez treningów. Myślałem, że się pościgamy, ale już pierwszy start na KMP zweryfikował moje płonne nadzieje. Przegrałem na sprincie sromotnie i nawet przy bezbłędnym biegu nie było szans. To samo dzień później na średnim. Na sztafetach przy starcie masowym miałem okazję poczuć różnicę bezpośrednio, ponieważ kilka dobrych punktów biegliśmy razem (początek mieliśmy inny, ale dogoniłem go na 4 punkt). Utrzymałem się jednak tylko 5-6 punktów i to przesadzając znacznie z tempem biegu, za co musiałem oczywiście później zapłacić. Niewielka różnica czasowa na mecie (około 2 minut) wynikała tylko z tego, że Marian zrobił dość duży błąd na końcówce.

Tak czy owak było mi trochę smutno, bo jesienne zawody nie dostarczyły mi tyle satysfakcji ile bym chciał, ale nie ma co owijać w bawełnę, sam sobie na to zapracowałem.
Nie pozostaje teraz nic innego jak wziąć się do roboty i trenować przez zimę, a jednocześnie mieć nadzieję, że Marianowi się znudzi (bo jeśli będzie trenował tak jak dotychczas, to go nawet nie powącham jak stopnieją śniegi...).

Gratsy brat, zasłużone zwycięstwa!

P.S. Fotki pochodzą właśnie z wyjazdu do Szwecji. Pierwszy raz byliśmy z Hanką :)

Comments

No responses to “Braterski pojedynek - runda jesienna 2013”

Prześlij komentarz